"Każda droga w pewnym miejscu się rozwidla.
Obieramy różne drogi, myśląc, że kiedyś się spotkamy
Widzisz, jak ktoś coraz bardziej się oddala.
To nic- jesteśmy dla siebie stworzeni, w końcu się spotkamy.
Ale jedyne co się zdarza, to że nadchodzi zima."
Iga:Na klatce panuje hałas. Starsza sąsiadka z dołu wydziera się na pijanego męża, robiąc przy tym ogromne zamieszanie. Cały pion słyszy ich rodzinne kłótnie, które stały się rutyną. Zmęczona ciągłym wysłuchiwaniem, jaki to pan Mietek jest zły, zakładam buty i wychodzę z domu. Kieruje się do pobliskiego parku i siadam na jednej z ławek głównej alejki. Pochłonięta myślami, spoglądam na zadowolone twarze otaczających mnie ludzi. Na pierwszy rzut oka widać, że są szczęśliwi. A ja?
Marzyłam o dwójce dzieci i małym domu na przedmieściach, kochającym mężu, który będzie mnie wspierał w trudnych chwilach. Jednak z jednym dniem wszystko legło w gruzach. Byłam tak bardzo szczęśliwa.Znaliśmy się od gimnazjum i zawsze nas do siebie ciągnęło, ale dopiero w liceum postanowiliśmy spróbować. To była moja pierwsza miłość, mimo tego, że zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia i uciekł do Londynu nadal jest dla mnie ważny. Nieistotne to, że cierpiałam, że przepłakałam wiele nocy. Wybaczyłam mu. Już dawno mu wybaczyłam. Nasze drogi się rozeszły i tak już pewnie pozostanie. Od ponad roku się do mnie nie odezwał. Zostawił tylko marny list. Nie przeczytałam, schowałam go w kuferku i zamknęłam na klucz. Nie napisał nic mądrego, na pewno. Pewnie przepraszał, że tak się stało i wymyślił jakąś historyjkę, żeby zamydlić mi oczy. Wolałam nie czytać, nie cierpieć jeszcze bardziej niż mi się to zdarzyło.
Na same wspomnienia po policzku spływa mi słona kropla wody. Na ulicy momentalnie zaoponował gwar. Wycieram moją ociekająca łzę, szybko wstaje z ławki i wtapiam się w tłum przechodniów.
Klatka schodowa jak zwykle pachnie dymem papierosowym, wchodząc zaciągam się daną wonią. Po woli dociera do mnie dźwięki telewizorów, które przedzierają się przez cienkie drzwi sąsiadów. Sprawie otwieram drzwi do mieszkania. Klucze rzucam na wiklinowy stoliczek, który stoi przy drzwiach. Z daleka zauważam na nim białą kopertę, którą wczoraj wręczył mi listonosz. Chwytam ją i wycofuję się z pomieszczenia. Kroczę właśnie do sąsiedniego mieszkania. Naciskam biały przycisk, krótko po tym drzwi się otwierają, a w nich ukazuję się wysoki brunet.
Obdarza mnie szczerym uśmiechem, szybo odwzajemniam gest.
-Dzień dobry- witam się, na twarzy mężczyzny maluję się lekkie zawstydzenie, gdyż stoi w samym ręczniku. Pewnie brał prysznic po popołudniowym treningu. Gestem ręki zaprasza mnie do środka. Rozsiadam się na czarnej kanapie w salonie, mój towarzysz w tym czasie pindrzy się w łazience. Rozglądam się po przestronnym salonie utrzymanym w przyjemnych, jasnych kolorach. Jeszcze raz spoglądam na ciąg liter wypisanych na białej kopercie i podbitych pieczątką Poczty Polskiej. Nagle uchylają się łazienkowe drzwi, a w nich pojawia się postura siatkarza. Wstaję z wygodnej i z pewnością drogiej kanapy.
-Przepraszam, nie spodziewałem się gości o tej porze. – tłumaczy jednak ja od razu przechodzę do rzeczy.
-Przyniosłam panu list, listonosz zostawił go u mnie, bo pana nie było w mieszkaniu.
-Panu? Po prostu Zbyszek. Wychodzi na to, że jesteśmy sąsiadami, wiec nie wypada żebyśmy za każdym razem mówili sobie na pan/pani.
- Iga- wsuwam dłoń w o wiele większą dłoń sportowca. Zbyszek proponuje mi jeszcze zapoznawczą kawę jednak jestem zmuszona odmówić. Odkładamy to na inny, przyjazny nam termin. Wychodząc żegnam się z siatkarzem. Na klatce dociera do mnie jeszcze ciche – Dziękuję za list. Miło było poznać.
Daria :
Nie ma to jak śpieszyć się do domu licząc na to, że ktoś w nim na Ciebie będzie czekać… Jestem pod drzwiami od naszego mieszkania, a tu niespodzianka! Drzwi zamknięte.. Gdybym miała jeszcze klucze od domu to nic takiego, dziwnego nie było. Moje dzwonienie dzwonkiem nic nie dało, czyli Igi nie ma w domu. Chwyciłam za telefon i wybrałam do niej numer. Niestety, ja mam strasznie dziwne szczęście i jedynie usłyszałam dzwonek jej telefonu dochodzący z domu. Nie chciałam siedzieć pod drzwiami, więc postanowiłam iść do parku, który znajdował się niedaleko bloku. Usiadłam na najbliższej, wolnej ławce i przyglądałam się ludziom mijających mnie. Wszyscy wokół szczęśliwi, cieszący się z życia, z trwającej chwili. Zaczęłam się zastanawiać, czemu ja nie jestem do końca szczęśliwa. Czy brak partnera może sprawić, że nie możemy być szczęśliwi? Mi wystarcza moja przyjaciółka, która mnie rozumie i wspiera w trudnych chwilach.
Z mojego zamyślania wyrwał mnie krzyk dziewczyny. Jakiś chłopak chciał zabrać torbę i szarpał się z nią. Od razu podbiegłam do niej i zaczęłam jej pomagać. Niestety, ale mimo tego, że my byłyśmy obie, a chłopak sam to i tak nie dawałyśmy rady, bo był silniejszy od nas. Z pomocą nam przyszedł jakiś mężczyzna. Brunet bez problemu rozprawił się z bandziorem i oddał dziewczynie torebkę. Była w lekkim szoku, z resztą ja także. Niecodziennie ktoś napada na Ciebie w biały dzień.
-Strasznie wam dziękuje. – uśmiechnęła się do nas z zeszklonymi oczami – Nie wiem jak wam się odwdzięczyć. A tak w ogóle to jestem Justyna.
- Nie ma, za co. Ja jestem Daria – uśmiechnęłam się i uścisnęłyśmy sobie dłonie.- Ale gdyby nie pan to byśmy sobie nie poradziły..
- Jaki tam pan? Paul jestem. Aj.. nie przesadzajcie trzeba pomagać innym, a że przechodziłem obok to musiałem zainterweniować – brązowooki uśmiechnął się do nas.
- To może, chociaż dacie zaprosić się na kawę? – spytała Justyna
-Ja nie mam nic przeciwko- odpowiedziałam
- Ja też nie. – odrzekł Paul. Jest bardzo przystojnym mężczyzną, wysportowany i umięśniony. Mój wzrok przykuła jego wielka torba, którą trzymał na ramieniu.
Po 5 minutach byliśmy w pobliskiej kawiarence. Mimo, że z Justyną dopiero, co się poznałyśmy od razu złapałyśmy wspólny język. Natomiast mężczyzna trochę z nami pożartował, ale nie opowiadał nam o sobie. Z natury jestem bardzo ciekawska, więc chciałam się czegoś dowiedzieć o Paulu, ale jakoś się trochę wstydziłam. Gdy złożyliśmy zamówienie zaczęliśmy rozmawiać o tym, czym się zajmujemy. Niestety, naszą rozmowę przerywały jakieś dziewczyny, które co chwilę podchodziły do naszego stolika prosząc Paula o zdjęcie bądź autograf. Dopiero wtedy zorientowałam się skąd jego kojarzę. Oczywiście nie chciałam wyjść na jakąś hotkę czy jeszcze kogoś gorszego, dlatego postanowiłam zachowywać się naturalnie.
-To musi być bardzo męczące, wszędzie Cię zaczepiają i nie masz nawet chwili odpoczynku.-powiedziałam
- Czasem jest ciężko, ale jednak jestem zadowolony z tego, że mogę zarabiać na życie wykonując swoją pasje.- odpowiedział ciągle się uśmiechając.- uu.. późno już muszę lecieć. Do zobaczenia.
Zdążyliśmy wymienić się numerami telefonów i każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Dzisiaj trochę dłużej, osobiście mi się to nie podoba. Zostawiam to waszej opinii. Przepraszam za jakiekolwiek błędy. Mam nadzieję, że wybaczycie. :) /K
Pojawił się osiemnasty rozdział na when-the-sun-goes-downstairs.blogspot.com, serdecznie zapraszam. :)
OdpowiedzUsuń